czwartek, 18 września 2014

Bałkany motocyklem dzień 7


Po codziennej porannej akcji pakowania gratów jesteśmy gotowi do drogi. jakoś chyba nabieramy wprawy bo idzie nam coraz lepiej.

 
Wsiadamy na motory odpalamy i co - nic. Nasze nowe GS-y na chwilę odpaliły puściły niebieskiego bąka i narobiły smrodu. Zapalić nie zapaliły. Już poprzedniego dnia pojawiały się pewne objawy. Motory zaczęły strasznie dymić i klekotały im silniki. Nic jednak nie zapowiadało tego co nastąpiło rano. Kompletny bark reakcji silnika na próby odpalenia. Wysiłki rozrusznika szły na marne. Winą za ten stan rzeczy obarczyć można ciecz ropopochodną jaką wlaliśmy sobie do zbiorników. Oczywiście wiedzieliśmy że z paliwem w Albanii bywa różnie więc tankowaliśmy tylko na firmowych stacjach. Mimo, że tą benzynę kupiliśmy na stacji GULF to i tak padliśmy ofiarą tego procederu chrzczenia paliwa.  Tylko Michała KTM nic sobie nie robił z faktu że pracuje na mieszańce niewiadomego pochodzenia. Trochę zakopcił przy odpaleniu, ale jak się nieco nagrzał chodził jak zegarek. A nasze najnowsze dzieci Bawarskiego koncernu stały jak wmurowane. Dwa nowe GS-y  z gwarancjami i z assitance na Europę. Przyszedł czas na wypróbowanie pomocy jaką oferuje BMW. Zadzwoniłem więc na numer assistance z książeczki odebrała Pani z BMW Polska. Po streszczeniu całej historii Pani zaczęła się zastanawiać czy aby assistance obowiązuje taż w Albanii czy może nie? Powiedziałem więc że skoro mamy assistance na całą Europę to i chyba w Albanii też na co ona że musi to sprawdzić i oddzwoni. Czekając aż Pani z BMW raczy do nas oddzwonić spróbowałem jeszcze raz odpalić motor i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu kulawo ale zaskoczył. Chwila na wyższych obrotach i praca silnika się uspokoiła. Motor dymił jak stary star ale silnik chodził. Po chwili w identyczny  sposób udało się uruchomić motor Jurka. Pojechaliśmy dalej. Pani z BMW nigdy do nas nie oddzwoniła.
 

Tirana to właściwie już koniec podróży. Od tego momentu zaczynamy powrót do domu. Oczywiście nie tak od razu po drodze jeszcze kilka ciekawych miejsc godnych odwiedzenia.

 
Kilka godzin jazdy i jesteśmy już w Macedonii. Zwiedzamy Skopje, jak i cały kraj, przeżyło wiele – niszczyły je żywioły, wrodzy najeźdźcy, właściwie nieustannie coś się działo. Nic dziwnego – to Bałkany, a na tej ziemi przenikały się wpływy, a to greckie, serbskie, bułgarskie, tureckie, i w końcu ich własne, macedońskie. Dlatego jakie jest Skopje, nie wie chyba nikt – nawet sami mieszkańcy mają z tym problem. Stolica Macedonii, Skopje, to dwa światy po dwóch stronach rzeki Wardar. Niewielkie miasto zmienia się w ostatnim czasie w szybkim tempie, jednak to, co wciąż pozostaje niezmienne to południowe, nowoczesne dzielnice i północny skraj pełen orientalnego uroku.
 
 






 
W Skopie życie toczy się nocą. Wszędzie gdzie tylko okiem sięgnąć widać restauracje i ogródki z napojami. Wszędzie jest pełno ludzi a to przecież wrzesień. My tez korzystamy z tych dobrodziejstw jemy super kolację pijemy ile wlezie wódy a za to wszystko płacimy mniej niż równowartość 100 pln za trzech. Oczom nie wierze. Macedonia nie jest drogim krajem. Bez trudu  można tu spędzić kilka dni lub tygodni za naprawdę niewielkie pieniądze.










Ze Skopia wyjeżdżamy rano. Już nie mamy problemów z uruchomieniem motocykli. Po drodze chwilowy odpoczynek a obiad jemy już w Belgradzie. Serbie traktujemy tranzytowo. Przejeżdżamy szybko a śpimy już na Węgrzech  w mieście Szeged.





To już kolacjo-libacja na Węgrzech. Następną noc spędzamy już w Polsce. To już koniec wyprawy pt. Bałkany motocyklem 2014.


 
Bałkany to miejsce, które ma moc przyciągania, wręcz uzależniania. Przyczyny bywają rozmaite: burzliwa historia i wspaniała kultura, w której przeplatają się wpływy dwóch największych religii świata i wielu narodowości. A gdy do tego dodać wspaniałą kuchnię Bałkanów, aromatyczne alkohole, a nade wszystko spontaniczność ich mieszkańców, łatwo będzie zrozumieć, dlaczego tak wielu uległo magii tego niepowtarzalnego zakątka Europy.
 
Na koniec trochę podsumowań:
Na wyprawie Bałkany motocyklem byliśmy 9 dni. Przejechaliśmy łącznie 4995 km.
Kalejdoskop odwiedzonych Państw wprawia w zdumienie kolejno przejeżdżaliśmy:
Polska-Czechy-Słowacja-Węgry-Chorwacja-Bośnia i Hercegowina-Czarnogóra-Albania-Macedonia-Serbia-Węgry-Słowacja-Polska
Całkowity koszt na jedną osobę to ok 3500 tys.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 


środa, 17 września 2014

Bałkany motocyklem dzień 6

Po nocnym zwiedzaniu Kororu czas ruszać dalej. Jak co rano pakowanie i w drogę. Tuż obok naszego pensjonatu była mała piekarnia, w której serwowali wypiekane smakołyki. My zamówiliśmy tylko sobie po pizzę.



Marina w mieście Trivat. Łódeczki były naprawdę imponujące




 
Podczas jazdy wzdłuż Adriatyku nie mogliśmy nie odwiedzić tego słynnego miejsca. To chyba najbardziej rozpoznawalne miejsce z Czarnogórze. Sveti Stefan to niegdyś wioska rybacka. Teraz urządzono tam luksusowy hotel a rybaków wysiedlono w głąb lądu.


 
Nie tylko jazdą na motorze człowiek żyje. To długo wyczekiwana chwila żeby zsiąść z tego motoru i zanurzyć się w ciepłych wodach Adriatyku. Było super.







Nie zabrakło też wtrętu historycznego. Odwiedzamy Stary Bar (Stari Bar) to ruiny zabytkowego średniowiecznego otoczonego murami niezamieszkałego miasta. Miasteczko położone jest na malowniczym skalistym wzgórzu około 4 km w kierunku wschodnim od współczesnego Baru. Jest to jedno z najciekawszych i najchętniej odwiedzanych miejsc w tej części adriatyckiego wybrzeża.
 
 





 
Po zwiedzeniu ruin starego miasta wskakujemy na motorki zasuwamy do Albanii. Zajeżdżamy nad albańskie wybrzeże. Ale zaraz chyba coś jest nie tak? Przed kilkoma godzinami kąpaliśmy się na pięknej i czystej plaży w Czarnogórze a tu na plaży kupa śmieci, piasek jakiś taki czarny, woda niby ta sama ale od tego piasku zmieniła całkowicie kolor. Publiczne ubikacje to taki syf że lepiej w ogóle tam nie zaglądać. Nie tego się spodziewałem. Jak tak ma wyglądać ten rozwijająco się turystycznie kraj to ja dziękuje. Nie zostajemy nad morzem bo nie ma po co. Hotele są, ale dopiero w budowie, życia na ulicach nie widać. Żadnych atrakcji nad wodą również. Może byliśmy w złym miejscu - nie wiem, ale wrażenie kiepskie. Decyzja podjęta jedziemy dalej. Kolację jemy już w Tiranie.
 
Do stolicy Albanii wjeżdżamy już po południu.Miało być strasznie, miały być korki i wariactwo na drodze a nic takiego nie było.
 
Na ulicach normalny ruch jak to w mieście a to przecież największe miasto Albanii. Po raz kolejny szukamy korzystamy z booking.com, więc po chwili mamy już zabukowany hotel. Po wyśmienitej kolacji (różnego rodzaju sałatki, dodatki i ryba) jaką zaproponował nam kelner a mało nam brzuchów nie rozerwało ruszyliśmy zwiedzać miasto by night. Szybko trafiliśmy do dzielnicy rozrywkowej miasta. Była tam niezliczona ilość ogródków i dyskotek na wolnym powietrzu. Z każdej strony dobiegała muzyka. I to nie taka nastrojowa, cicha tylko głośna muza i basy, ze aż płuca się trzęsły. Nie wiem jak okoliczni mieszkańcy są w stanie to wytrzymać.
Na wzmiankę zasługuje tam również Albańska młodzież w swoich wypasionych furach. Cały czas jeżdżą tam wypasione mercedesy AMG, BMW serii M i inne. Obowiązuje jedna zasada im większy szpan tym lepiej. Większość jeździ z zapalonym w środku światłem, bo przecież oprócz samochodu musi byś jeszcze widoczny właściciel. Czy oby na pewno właściciel? Skąd niby dwudziestoparo latek w tym tak naprawdę biednym kraju ma pieniądze na taki samochód? Ja nie wiem. W internecie jest sporo opowieści i legend na ten temat.
Generalnie klimat Tirany Ok. Na pewno mogę polecić zwiedzenie tego miasta.    
 


 

wtorek, 16 września 2014

Bałkany motocyklem dzień 5

 

Nasz hotel za dnia wyglądał jeszcze gorzej niż w nocy.

 Stary budynek, który lata świetności już dawno ma za sobą. W całym  mega dużym obiekcie była zaledwie garstka ludzi. My nasz pokój nie wiedząc czemu dostaliśmy na 4 piętrze. Tak pan w recepcji zadecydował i już. Trochę nam zeszło te wszystkie klamoty pownosić na górę a i sił po całym dniu jazdy specjalnie nie było. Jedyne czym nas tam zaskoczyli to śniadanko. Omlet był naprawdę dobry.
Najważniejsze, że po całym porannym rytuale pakowania możemy jechać dalej. Dzisiaj bowiem plan jest taki żeby przejechać Durmitor i dojechać nad zatokę Kotorską.






 

Jedziemy przepiękną drogą E762 z Sciepan Pole do Pluzine. Widoki mega wypas. Droga właściwie wykuta w skale. W dole rzeka Piva.








 

Oczywiście kilka pamiątkowych fotek







 

Obiad motocyklistów - czyli to co się uda w kufrach znaleźć

 

A to już zatoka Kotorska.


Po południu dotarliśmy i do samego Kotoru. Jak widać na tabliczce poniżej bikessi to nie jest na tych terenach coś dziwnego. Wszelkiego rodzaju pensjonaty wystawiają podobne reklamy zachęcające motocyklistów do odwiedzenia właśnie ich. My spaliśmy akurat w tym poniżej. Mieliśmy swój pokój motorki były podwórku dwa kroki obok. Wszystko za cenę ok 30 eur. Dodatkowo właściciele tego pensjonatu mieli małą myjnię przed domem i zupełnie gratis umyli nasze sprzęty. Miejsce naprawdę można polecić.  
Wieczorem udaliśmy się na zwiedzanie tego pięknego miasteczka. Kotor położony jest nad malowniczą Boką Kotorską i w otoczeniu pasma górskiego Lovćen. Miasto ze względu na zabytkową architekturę zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Kotor może się poszczycić zachowanymi oryginalnymi murami obronnymi. Mury ciągną się na długości czterech kilometrów, otaczając cały obszar dzisiejszej starówki. Osiągają grubość od 2 m do 16 miejscami. Między murami leży Stary Kotor z setkami różnego rodzaju knajpek. Zajadaliśmy tam przepyszne dania z owoców morza i nie tylko. W przewodniku piszą że Stary Kotor to miejsce wyjątkowe, wręcz magiczne oraz urodziwe bardziej niż chorwacki Dubrownik. Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić.