Ekipa Maroko 2014
Jurek BMW 1200 GS |
Tomek BMW 1200 GS |
Jarek BMW 1200 GS |
Michał KTM 990 ADV |
Tomek BMW 1200 GS |
Jarek Suzuki V-Strom |
Jak do tego doszło?
Był chyba listopad. Za oknem szaro buro i ponuro. Motorki cierpliwie czekają w garażach a w głowie snują się co raz to nowe pomysły wiosennego wyjazdu. Snują się? Chyba nie to miałem na myśli one zawładnęły mną całkowicie. Właściwie: praca, żona, dzieci i te codzienne obowiązki zeszły na drugi plan. Planem numer 1 był oczywiście nasz wyjazd!
Wyjazd - ale gdzie tu wiosną jechać? Czekać do lata nie mogliśmy bo to za długo. Listopad siedzę wlepiając oczy w monitor i czytam te wszystkie opowieści naszych rodaków. I wreszcie mnie olśniło - Maroko. Kraj w Afryce niedaleko od Polski. W marcu jest tam już na tyle ciepło, że spokojnie można jeździć motorkami. Z przeczytanych relacji wynikało, że również jest stosunkowo niedrogi - jak się później okazało wcale nie do końca to jest prawda. Decyzja jest! Klamka zapadła - jedziemy do Maroka.
Ale jak do Maroka...? Oderwać się do rzeczywistości na tak długo, od tego codziennego kierata w którym tkwimy po same uszy, od tych obowiązków - jak to zrobić?
W głowie budzą się wątpliwości może teraz to nie jest najlepsza chwila, ale jak nie teraz to kiedy?
Zgodnie z powiedzeniem "Nie zastanawiaj się jak czegoś nie zrobić, tylko jak pokonać przeciwności" decydujemy się na wyjazd.
Po całkiem niezłej cenie kupuje bilety lotnicze dla całej ekipy. I mamy w ten sposób ściśle ograniczone ramy czasowe naszej przygody. Bilet dla jednej osoby z Warszawy do Malagi to koszt 500 pln w dwie strony. Nie jest źle. Ale co z motorami? W końcu najlepszym wyjściem okazuje się wynająć dużego busa z przyczepą, którym Michał zawiezie nasze motorki do Malagi.
Ale zaraz... przecież ja od kilku lat jeżdżę dużym i ciężkim cruiser-em Suzuki VZR-1800 a Michał Hondą CBR 1100. Te maszyny kompletnie nie nadają się na piaski i szutry Maroka. Jak się nie nadają to trzeba je wymienić - taka była nasza decyzja. Już po tygodniu jechaliśmy z zapakowaną na przyczepę Michała Hondą do Rzeszowa. Za dopłatą udało się ją wymienić na pięknego świeżutkiego KTM-a 990 adventure. Transakcja przebiegła bezproblemowo i szybko. Z moim VZR-em nie poszło już tak łatwo, ale w końcu zaledwie na 20 dni przed wyjazdem cieszyłem się z nowego BMW 1200 GS adventure. Szczerze mówiąc nawet nie wiem kiedy zleciała zima. Zajęty przygotowaniami i planowaniem właściwie obudziłem się, a na kalendarzu wisiała już kartka marzec. To właśnie na 6 marca był zaplanowany start naszej wyprawy. Wycieczka dla Michała zaczęła się trzy dni wcześniej ponieważ to on jechał busem do Malagi. Załadowane motorki wyjechały trzeciego marca a nam pozostało czekać trzy dni na naszą kolej. To były chyba najdłuższe dni w moim życiu. W końcu te długie dni upłynęły i Maroko 2014 się zaczęło.
więcej o wyprawie czytaj TU
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz