Po codziennej porannej akcji pakowania gratów jesteśmy gotowi do drogi. jakoś chyba nabieramy wprawy bo idzie nam coraz lepiej.
Wsiadamy na motory odpalamy i co - nic. Nasze nowe GS-y na chwilę odpaliły puściły niebieskiego bąka i narobiły smrodu. Zapalić nie zapaliły. Już poprzedniego dnia pojawiały się pewne objawy. Motory zaczęły strasznie dymić i klekotały im silniki. Nic jednak nie zapowiadało tego co nastąpiło rano. Kompletny bark reakcji silnika na próby odpalenia. Wysiłki rozrusznika szły na marne. Winą za ten stan rzeczy obarczyć można ciecz ropopochodną jaką wlaliśmy sobie do zbiorników. Oczywiście wiedzieliśmy że z paliwem w Albanii bywa różnie więc tankowaliśmy tylko na firmowych stacjach. Mimo, że tą benzynę kupiliśmy na stacji GULF to i tak padliśmy ofiarą tego procederu chrzczenia paliwa. Tylko Michała KTM nic sobie nie robił z faktu że pracuje na mieszańce niewiadomego pochodzenia. Trochę zakopcił przy odpaleniu, ale jak się nieco nagrzał chodził jak zegarek. A nasze najnowsze dzieci Bawarskiego koncernu stały jak wmurowane. Dwa nowe GS-y z gwarancjami i z assitance na Europę. Przyszedł czas na wypróbowanie pomocy jaką oferuje BMW. Zadzwoniłem więc na numer assistance z książeczki odebrała Pani z BMW Polska. Po streszczeniu całej historii Pani zaczęła się zastanawiać czy aby assistance obowiązuje taż w Albanii czy może nie? Powiedziałem więc że skoro mamy assistance na całą Europę to i chyba w Albanii też na co ona że musi to sprawdzić i oddzwoni. Czekając aż Pani z BMW raczy do nas oddzwonić spróbowałem jeszcze raz odpalić motor i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu kulawo ale zaskoczył. Chwila na wyższych obrotach i praca silnika się uspokoiła. Motor dymił jak stary star ale silnik chodził. Po chwili w identyczny sposób udało się uruchomić motor Jurka. Pojechaliśmy dalej. Pani z BMW nigdy do nas nie oddzwoniła.
Tirana to właściwie już koniec podróży. Od tego momentu zaczynamy powrót do domu. Oczywiście nie tak od razu po drodze jeszcze kilka ciekawych miejsc godnych odwiedzenia.
Kilka godzin jazdy i jesteśmy już w Macedonii. Zwiedzamy Skopje, jak i cały kraj, przeżyło wiele – niszczyły je żywioły, wrodzy najeźdźcy, właściwie nieustannie coś się działo. Nic dziwnego – to Bałkany, a na tej ziemi przenikały się wpływy, a to greckie, serbskie, bułgarskie, tureckie, i w końcu ich własne, macedońskie. Dlatego jakie jest Skopje, nie wie chyba nikt – nawet sami mieszkańcy mają z tym problem. Stolica Macedonii, Skopje, to dwa światy po dwóch stronach rzeki Wardar. Niewielkie miasto zmienia się w ostatnim czasie w szybkim tempie, jednak to, co wciąż pozostaje niezmienne to południowe, nowoczesne dzielnice i północny skraj pełen orientalnego uroku.
Ze Skopia wyjeżdżamy rano. Już nie mamy problemów z uruchomieniem motocykli. Po drodze chwilowy odpoczynek a obiad jemy już w Belgradzie. Serbie traktujemy tranzytowo. Przejeżdżamy szybko a śpimy już na Węgrzech w mieście Szeged.
To już kolacjo-libacja na Węgrzech. Następną noc spędzamy już w Polsce. To już koniec wyprawy pt. Bałkany motocyklem 2014.
Bałkany to miejsce, które ma moc przyciągania, wręcz uzależniania. Przyczyny bywają rozmaite: burzliwa historia i wspaniała kultura, w której przeplatają się wpływy dwóch największych religii świata i wielu narodowości. A gdy do tego dodać wspaniałą kuchnię Bałkanów, aromatyczne alkohole, a nade wszystko spontaniczność ich mieszkańców, łatwo będzie zrozumieć, dlaczego tak wielu uległo magii tego niepowtarzalnego zakątka Europy.
Na koniec trochę podsumowań:
Na wyprawie Bałkany motocyklem byliśmy 9 dni. Przejechaliśmy łącznie 4995 km.
Kalejdoskop odwiedzonych Państw wprawia w zdumienie kolejno przejeżdżaliśmy:
Polska-Czechy-Słowacja-Węgry-Chorwacja-Bośnia i Hercegowina-Czarnogóra-Albania-Macedonia-Serbia-Węgry-Słowacja-Polska
Całkowity koszt na jedną osobę to ok 3500 tys.