wtorek, 19 maja 2015

Turcja Motocyklem 2015 cz3

 
Do Kapadocji dojechaliśmy już po ciemku. Domki wykute w skałach robią po ciemku piorunujące wrażenie. Krajobraz bez dwóch zdań - księżycowy. Po chwili przyzwyczailiśmy się do tego, ale początek no naprawdę petarda. Nigdy wcześniej nie widziałem nic podobnego! 
 
 
 
Pobudkę mieliśmy zaplanowaną na godzinę 05:20. Do naszego hoteliku przyjechał umówiony bus i zabrał nas na następną mega wypasioną atrakcję - lot balonem. To stalowy punkt programu. Będąc w Kapadocji nie można balonem nie lecieć. Cena nie jest może niska 120 eur ale wrażenia - bezcenne.
 

















Po locie dostajemy pamiątkowe certyfikaty. Taka mała rzecz a jak cieszy. Bus odwozi nas do hotelu. Po śniadanku wskakujemy na motory i bez kasków i ubrań jeździmy po całek Kapadocji z mapą atrakcji w ręku. W sumie to do dzisiaj nie wiem jak to jest z tymi kaskami w Turcji. Niektórzy jeżdżą w kaskach a inni bez. My kilka razy przejeżdżaliśmy obok policjantów i nic nie było.






Park Narodowy Goreme. Jak cała z resztą Kapadocja miejsce niezwykłe. W skałach są powykuwane mieszkania, miejsca gdzie chowano zmarłych, a nawet kościoły.












Objechaliśmy całą Kapadocję bez motocyklowego ekwipunku. Taka jazda może i jest niebezpieczna, ale za to jaka przyjemna. W końcu można poczuć prawdziwy wiatr we włosach.
Kapadocja to 5 dzień naszego tripa i w zasadzie półmetek. Dalej już nie pojedziemy. Od tej pory zaczynamy wracać w stronę domu.
Po obiadku pakujemy manele a w nawigację wbijam Istanbul. Do celu bocznymi drogami mamy ponad 900 km, czyli następny obiad jemy w Istanbule.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz